piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 3

Postanowiłam przejść się na spacer. Przechodziłam właśnie przez jakieś osiedle, gdy zauważyłam wysokiego bruneta wychodzącego z ciemniej uliczki. Na początku wystraszyłam się, lecz, gdy podszedł do mnie bliżej, uczucie strachu minęło. Miał idealną budowę ciała, każdy kosmyk jego włosów leżał na swoim wyznaczonym miejscu, jego twarz była piękna, cały był idealny. Podszedł do mnie. Zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się, spacerować. Miło spędziliśmy razem dzień. Przytuliliśmy się po przyjacielsku, ale ja czułam do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Przyłożyłam swojego czoło do jego czoła. Uchyliłam usta i już miałam go pocałować, gdy usłyszałam wołanie. Chłopak gwałtownie się ode mnie odsunął i pobiegł w kierunku wołającego głosu. Podbiegł do jakiejś osoby, namiętnie się pocałowali, złapali za ręce i ruszyli razem w nieznanym mi kierunku. Mój świat się zawalił. Zaczął lać wielki deszcz. Osunęłam się powoli po ścianie i wzięłam całe opakowanie tabletek o nieznanej mi nazwie. Umarłam. Chłopak, który w tym momencie był dla mnie całym światem odszedł... z innym chłopakiem. Ja także odeszłam, lecz do innego świata. 




Obudziłam się krzycząc na cały głos. Co to do cholery było? Ten sen to był jakiś koszmar. Jade przecież taka nie jest, nie zabiłaby się dla jakiegoś beznadziejnego chłopaka, który był w dodatku gejem. Fuu, to okropne! Niby to tylko sen, ale ja siedziałam unieruchomiona i cała mokra na łóżku, a z oczu leciały mi łzy. To chore. Jak jakiś beznadziejny sen mógł doprowadzić mnie do takiego stanu?
Usłyszałam kroki. Cholera, moich rodziców nie było w domu, a ja nie zamknęłam drzwi na klucz. Kroki ucichły, otworzyły się drzwi od mojego pokoju. W progu stał on... dokładnie ten sam chłopak, który mi się śnił. Co dzisiaj się jeszcze wydarzy? To dziwnie brzmi w moich ustach, ale już się boje.

*Oczami Zayna*
Chyba czas znowu zacząć biegać. Przez tą całą zimę zaniedbałem siłownię i już to widać po moim ciele. Założyłem na siebie szary dres i białe air force. Wyszedłem z domu i zacząłem biegać uliczkami Londynu. O szóstej rano nie było tu prawie nikogo, więc czułem się z tym lepiej. Nie lubię, gdy ktoś mnie obserwuje w czasie ćwiczeń. Znalazłem się na jakimś bogatszym osiedlu, na którym każdy dom był jeszcze piękniejszy, większy i nowocześniejszy od poprzedniego. Nigdy tu nie byłem. Moją uwagę zwrócił wielki, biały dom, z równie dużym ogrodem. Przez ogromne szyby mogłem ujrzeć kawałek salonu, który szczerze mówiąc, był urządzony po prostu idealnie, te meble i ta przestrzeń... Ja o takim domu mogłem tylko pomarzyć. Gdy skończyłem gapić się na apartament i miałem powrócić do swojego biegu, usłyszałem straszny krzyk z tego właśnie budynku. Bez wahania tam pobiegłem, przecież coś komuś mogło się stać. Brama była uchylona, więc bez problemu ją ominąłem. Drzwi wejściowe również nie były zamknięte. Pociągnąłem za klamkę i od razu wleciałem na górę po schodach jak poparzony. Postanowiłem otworzyć pierwsze drzwi z brzegu. To co tam zobaczyłem bardzo mnie zaskoczyło. A raczej kogo tam zobaczyłem... Na łóżku siedziała cała mokra i roztrzęsiona Jade Carter, a z jej oczu leciały łzy, których nie mogła opanować. Tak, to na pewno ta dziewczyna, o której myślę, nie mógłbym się pomylić. Zna ją cała szkoła, każdy się jej boi i nikt nie wie czemu. Poza tym wczoraj była na tym samym spotkaniu dotyczącym chodzenia do szkoły, co ja.
- Jade, co się stało? - spytałem z troską, a następnie usiadłem na brzegu jej łóżka. Widziałem, że to jej się bardzo nie spodobało.
- Pytanie powinno raczej brzmieć: Co Ty tu robisz? - bardziej krzyknęła niż zapytała czarnowłosa, a następnie schowała swoje ciało pod kołdrę. Miała ona na sobie czarną, koronkową koszulkę na ramiączkach. Na dole chyba też miała coś koronkowego. To wyglądało bardziej jak bielizna, aniżeli piżama. Lekko się uśmiechnąłem widząc, że postrach szkoły się przede mną krępuje.
- Usłyszałem straszny krzyk, pomyślałem, że coś się stało - odparłem i schyliłem się, aby zawiązać sznurówkę. Pod łóżkiem zauważyłem czarnego iPhone.
Niezauważalnie schowałem go do kieszeni swojej bluzy.
- Mam rozumieć, że wpadasz do każdego domu, jeśli usłyszysz krzyk? To nie jest normalne chłopcze. Nic się nie stało, więc teraz możesz już opuścić moją parcelę - chyba nie podobało jej się, że tu byłem.
-  Na pewno coś się stało, mi możesz powiedzieć wszystko - kontynuowałem, a na jej twarzy pokazał się lekki szok, który po chwili znikł.
- Albo stąd wyjdziesz, albo zadzwonię po policję! - zaczęła nerwowo szukać telefonu.
- Tego szukasz, Jade? - zapytałem z cwaniackim uśmiechem, wyjmując jej telefon z kieszeni.
- Oddaj to! - krzyknęła dziewczyna, wstała z łóżka, wyrwała swoją własność z moich dłoni i zamknęła się w łazience. Nie myliłem się, dół jej stroju również był koronkowy, tylko nie spodziewałem się, że to będą stringi. Udałem się do białych drzwi i lekko do nich zapukałem.
- Spóźnisz się do szkoły, jeżeli zaraz stąd nie wyjdziesz, a wiesz, że nie możesz już opuścić ani jednego dnia - gdy brunetka usłyszała te słowa, wyskoczyła z łazienki jak z procy. Otwierając drzwi oczywiście mnie przewróciła, ale to nieistotne. Gdy podniosłem się z podłogi, która na szczęście była miękka, "czarna dama" była już gotowa. Zszedłem na dół i zacząłem rozglądać się po salonie. Był jeszcze piękniejszy niż myślałem. Jade złapała tylko jabłko i wybiegła na dwór. Prawie by mnie tu zamknęła. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie szkoła.
- Ej, pójdziesz ze mną na chwilę do domu? Nie pójdę do szkoły w przepoconym dresie... - zapytałem, patrząc na swój strój.
- Pff... niby czemu miałabym z Tobą gdziekolwiek iść? - no i powróciła straszna wersja dziewczyny w moim wieku.
- Myślałem, że pójdziemy razem do szkoły... - zacząłem nieśmiało, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Pobiegłem się uszykować do szkoły. Usłyszałem tylko "To źle myślałeś!" z jej ust.

*Oczami Jade*
Gdy ten idiota sobie pobiegł, spojrzałam na ekran telefonu. Była siódma trzydzieści. Miałam jeszcze pół godziny, więc założyłam słuchawki i zaczęłam iść wolnym krokiem w kierunku mojego liceum. Nie byłam nawet w połowie drogi, gdy ten brunet już szedł obok mnie.
- Chodź szybciej, bo się spóźnimy! - zagadał do mnie uśmiechnięty, ale ja udawałam, że go nie słyszę. Miałam już dosyć tego typa. Czego on ode mnie chciał? Bałam się pomyśleć. W końcu widział mnie w mało zakrywającej bieliźnie. Oh, Jade, daj spokój. Taki człowiek na pewno nie mógłby Ci nic zrobić. Tylko zastanawia mnie sam fakt, że przez niego zabiłam się w moim śnie, a on zjawił się zaraz po moim przebudzeniu.
Myślałam o tym przez wszystkie lekcje. Nauczyciele jakoś nie za bardzo byli zainteresowani tym, że nie uważam. Byli pewnie zdziwieni, że w ogóle jestem w szkole.
Kiedy skończyły się wszystkie moje lekcje i wychodziłam z budynku szkolnego, wpadł na mnie jakiś brunet. Wcale mnie to nie zdziwiło i od razu wiedziałam, że to ten Zayn.. czy tam Liam... Nie ważne. W każdym razie chłopak zaczął udawać, że to było przez przypadek i kilkakrotnie mnie przepraszał.
- Przepraszam, za moje dzisiejsze zachowanie. Nie powinienem się tak Tobie narzucać, w ogóle nie powinienem wchodzić do Twojego domu. Może dasz się wyciągnąć na kawę? W ramach przeprosin - jego propozycja mnie zszokowała. Nie, nie pójdę z takim idiotą nigdzie. On chyba za dużo sobie wyobraża. Może zaraz będzie chciał, żebym była jego dziewczyną? Co to, to nie. Jestem przecież samowystarczalna.
Nie zdążyłam się obejrzeć, gdy brązowooki zaczął ciągnąć mnie gdzieś za nadgarstek. Jego uścisk był tak mocny, że nie mogłam go poluźnić.
- Co robisz? Zostaw mnie, Ty chory człowieku! - wydarłam się.
- Zabieram Cię na kawę - stwierdził chłopak, jak zwykle uśmiechając się do mnie. Przestałam się opierać, bo mój nadgarstek zaczął coraz bardziej mnie boleć. Posłusznie weszłam z nim do jakiejś kawiarni.

---
To już trzeci rozdział. Chyba się w to wciągnęłam. :D
Tym razem jest trochę dłuższy. Jak wam się podoba?
Komentujcie, bo dzięki temu, wiem, że ktoś to czyta i to, że piszę ma jakiś sens.
I właśnie z racji tego, że jest mało komentarzy to:
5 komentarzy = nowy rozdział!
Mam nadzieję, że się postaracie i będę mogła zacząć nowy rozdział.
Pozdrawiam, weron. ♥

4 komentarze: