niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 1

Spałam jak zabita, gdy nagle obudził mnie dzwoniący na mojej szafce budzik. Miał cholernie beznadziejny sygnał.
Codziennie miałam ochotę go zniszczyć gołymi rękami. Już kilka razy wylądował za oknem, ale nie pozostawił na sobie ani jednej rysy. On jest chyba niezniszczalny. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, była szósta dziewięć. Kto normalny wstaje o tej porze? Jak zwykle mama nastawiła mi ten budzik, miała nadzieję, że może dzięki niemu wstanę i pójdę do szkoły jak każda nastolatka. Niestety się myliła. Nie mam zamiaru wstawać tak wcześnie i w dodatku do tego okropnego miejsca. Przekręciłam się na drugi bok, po czym momentalnie zasnęłam. Nie można się temu dziwić, całą noc oglądałam horrory, a co, kto mi zabroni. Przez sen usłyszałam kroki w kierunku mojego pokoju, lekko się przebudziłam. Ktoś podszedł do mojego łóżka. Znając życie to była moja rozczarowana matka. Chwilę na mnie popatrzyła i odeszła. Nie wierzę, że myślała, że pójdę do szkoły. Kogo ona chce oszukać? Na pewno nie mnie, raczej samą siebie. Ponownie zasnęłam. Obudziłam się około dziesiątej rano. Leniwie zwaliłam kołdrę z łóżka i wyciągnęłam się na nim. Wstałam. Udałam się do łazienki, gdzie wzięłam prysznic.
Założyłam podobny zestaw ubrań jak zwykle, czyli ciemną bluzkę z logiem
rockowego zespołu, czarne, podarte spodnie, skórzaną kurtkę i moje ukochane glany, na które sama sobie zarobiłam, bo nikt oczywiście nie chciał mi kupić. "Dziewczynki nie noszą takich rzeczy". Słyszałam w głowie głos moich rodziców. Gówno wiecie, to mój styl i będę się ubierała jak tylko mi się podoba. Moje kruczoczarne włosy wyprostowałam. Było na nich widać jeszcze ślady czerwonych końcówek, które oczywiście nie spodobały się moim rodzicom. Muszę znowu coś wykombinować z włosami, bo robi się na nich nudno. Zrobiłam sobie ciemny makijaż. Wzięłam jakąś małą torbę i zawiesiłam ją na ramię. Nie spojrzałam nawet na zegarek tylko zeszłam na dół.

- Idę do szkoły, mamusiu! - krzyknęłam słodko, tak jak każda porządna córeczka mamusi.
- Do szkoły? Ah, dobrze, cieszę się - odrzekła moja rodzicielka na moje słowa.
Była zszokowana, na pewno. Czułam to w jej głosie. Ale była też szczęśliwa. Hmm... może jak pochodzę trochę do tej szkoły to zdam? Ale mam szalone plany, doprawdy. Opuściłam dom.

Szłam chodnikiem, w uszach miałam słuchawki. Jak dobrze odciągnąć się od rzeczywistości. Doszłam do tego okropnego budynku zwanego "szkołą". Brrr... na samą myśl, że tam idę przeszły mnie ciarki. No, ale cóż. Wymyśliłam sobie, że dzisiaj tutaj przyjdę. Pewnie było około dwunastej, gdyż trwały lekcje. Spojrzałam na ekran telefonu. Cóż za cudowne wyczucie czasu. Dwunasta i ani minuty więcej. Znalazłam salę, w której uczyła się moja klasa. Matematyka. Ah, ten stary bęcwał nawet nic się do mnie nie odezwie. Boi się mnie, a jednocześnie go pociągam. Wiem to. Stary pedofil, kurwa. Weszłam do klasy machając swoją torbą. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie, a po chwili znowu znajdowały się na zeszytach. Przeszłam koło biurka nauczyciela machając tyłkiem. No co? Musiałam mieć pewność, że nic nie będzie do mnie gadał i może nawet postawi mi jakieś dobre oceny z kartkówek, na których oczywiście nie byłam. Usłyszałam szepty w klasie. Przeszłam koło ławek, z których dochodziły i nagle zapanowała cisza. Usiadłam na szarym końcu pomieszczenia i rozwaliłam się na krześle. Moje nogi leżały na ławce, a ja poprawiałam sobie makijaż. Fajna ta matematyka. Zadzwonił dzwonek. Musiałam opuścić swoje miejsce i wyjść na korytarz. Szłam samym środkiem i o dziwo nikt nie wchodził mi w drogę. O dziwo? Jade, każdy się Ciebie tak boi, że omija Cię szerokim łukiem. To mi się bardzo podoba. Mam z głowy tych bezmózgich licealistów. Banda szczeniaków. Tutaj na pewno sobie nikogo nie znajdę. A w sumie po co mi partner? Jestem samowystarczalna. Doszłam pod klasę, w której miała się odbywać druga lekcja. Znaczy moja druga lekcja. Reszty klasy któraś tam z kolei. Przecież tylko ja mam odwagę przychodzić w połowie lekcji. Boidudki. Zerwę się też z ostatniej lekcji. To chyba w-f. Nie mam ochoty pocić się grając w jakąś durną piłkę z tymi panienkami. Zaczęła się biologia. O nie, tylko nie to. Pan przeczytał temat: "Męski układ rozrodczy". O fu, nie mam ochoty słuchać o jakichś penisach czy jeszcze nie wiadomo o czym. Założyłam słuchawki i rozpłynęłam się przy moich ulubionych piosenkach. Słyszałam bez przerwy jakieś chichoty w tej klasie. Halo, ludzie, macie siedemnaście lat, a nadal śmieszą was takie tematy? Jak ktoś nie chce o tym słuchać to niech tego nie robi tak jak mądra ja. Zaczęłam przypominać sobie, dlatego nie lubię swojej klasy. Nagle do pomieszczenia całego w irytującej zieleni weszła pani dyrektor.
- Jade Charlotte Carter, zapraszam do gabinetu - usłyszałam swoje nazwisko, po czym wstałam z miejsca i udałam się do pokoju tej wrednej baby. Ciekawe co znowu chce. Jak nie chodzę do szkoły to źle, jak przyjdę jeszcze gorzej. Ty okropna, siwa kobieto, zdecyduj się. Posłusznie wyszłam z sali, oczywiście machając przy tym torebką i kręcąc moim świetnym tyłkiem. No co? Jest wspaniały. Dyrektorka pokręciła głową i wyszła z sali biologicznej chwilę po mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz